1.12.2017 sprzedalam auto o wart 40 tys. Jezdzilam nim 2 lata nic sie nie dzialo. Kupujacy przy zakupie zostal poinformowany o wadach nie przeszladzalo mu to. Jednak 11.12 zadzwonil ze cos z autem jest nie tak ze go niby oszukalam ze plyn chlodniczy mu ucieka. Ale ja jezdzilam i wszysto bylo ok. Wytlumaczylam mu logicznie ze jezdzil praktycznie 2 tyg i wszystko bylo ok a teraz nagle cos sie zrobilo przy zakupie auto sprawne bylo itp.i powiedzialam ze ja tego auta nie przyjme poniewaz nie wiem gdzie ono bylo te kilanascie dni kto nim jezdzil i jak i ze nie jestem wypozyczalnia aut. Zagrozil mi ze auto moze zwrocic do 14 dni nie sluchajac jego podziekowalam za rozmowe. Auto naprawde bylo dobre a na dodatek czyste i wyprany srodek. Jednym slowem ideal. Dzis 14 dzien i w skrzynce pismo jakies napisane widac z internetu
Ze 13.12 zaprowadzil auto do mechanika itp i naprawa ok 2000 tys. I chce zwrotu 40 tys na konto. Ale nic nie pisze gdzie te auto jest. Zapewne nadal nim jezdzi.widac pismo z neta sciagniete. Co mam robic ? Napewno nie mam zamiaru mu tej kasy oddac bo bylo nie bylo ale samochod tlukl praktycznie 2 tygodnie.zepsul mi sie nie od razu. Pismo wyslane priorytetem ale bez potwierdzenia odbioru. A tym bardziej tego auta pod dom nie przyprowadzil. czy odp. mu na te pismo, z odmowa oczywiscie?