2 tygodnie temu sprzedałam auto jako osoba prywatna - osobie prywatnej. Kupujący oglądał auto 2 dni. Nie ukrywałam niczego w związku z tym autem, nie namawiałam na kupno, ponieważ to auto 13-letnie, parkowane w mieście na ulicy, miało kilka rys, ale technicznie sprawne, nigdy mnie nie zawiodło, a jeśli coś wychodziło na przeglądzie, to od razu było naprawiane. Przedstawiłam naprawdę faktycznie znany mi stan auta. Kupujący chciał sprawdzić auto, oczywiście zgodziłam się na przegląd w stacji diagnostycznej - wybranej przez kupującego. Diagnosta stwierdził jakieś drobne usterki, określił jako "kosmetykę", wycenił je na około 250 zł. Kupujący przejechał się autem. I zdecydował się na zakup. W umowie jest zapis: "Sprzedający oświadcza, że pojazd nie ma wad technicznych, które są mu znane i o których nie powiadomił kupującego, a kupujący potwierdza znajomość stanu technicznego pojazdu.". Obniżyłam cenę auta za te usterki o 500 zł. Dziś dostałam sms, że zataiłam wadę ukrytą, mianowicie nabywca był u mechanika i ten stwierdził, że jest popsuta chłodnica i że ta chłodnica jest zepsuta już od dłuższego czasu i ja to ukrywałam w momencie sprzedaży. Koszt naprawy mechanik wycenił na 1000 zł. Nabywca powołał się na paragrafy KC, że zataiłam, że sprzedałam uszkodzone auto itp. Żąda ode mnie zwrotu tego 1000 zł. I jeśli nie odpowiem, to zwróci auto lub wkroczy na drogę sądową. Poradziłam się znajomego, który zajmuje się ubezpieczeniami, jednakże nie jest to prawnik. Chciałabym odpowiedzieć profesjonalnie, bo wraz ze znajomym podejrzewamy próbę wyłudzenia.