Pytanie z dnia 19 lipca 2018
Były pracodawca nie chce wypłacić mi pensji za ostatni miesiąc pracy jako lektor jęz. angielskiego. Pracowałem na pdst. umowy zlecenia. Owa pani okłamała mnie, podając że szkoła kończy działalność z końcem czerwca br. i dlatego mnie zwalnia. O postanowionym odejściu poinformowałem grupę słuchaczy (nikt z administracji ich nie powiadomił aż do samego końca) pod koniec maja 2018 i ci postanowili zrezygnować z kursu od zaraz i nie zjawili się na kolejnych zajęciach z innym lektorem (bo nie chcieli gdyż mięliby jeszcze tylko miesiąc nauki a przede wszystkim nie życzyli sobie by uczył ich ktoś inny). Zniknęli jednak bez słowa i szkoła nic nie wiedziała. Niestety, jeden ze słuchaczy podczas rozmowy tel. przekręcił moje słowa i stwierdził, tłumacząc swoją nieobecność na zajęciach w czerwcu, iż ja powiedziałem że szkoła kończy działalność z POCZĄTKIEM czerwca (a nie końcem). Próbował potem sprostować i wyjaśniać ale bez skutku lub szczerego zaangażowania. Nie mogę nic konkretniej powiedzieć bo już tam wówczas nie pracowałem. Pracodawca zrzucił na mnie winę za poniesione straty w czerwcu 2018 i nie chce zapłacić wynagrodzenia za ostatni miesiąc pracy. Słuchacze (gr. liczyła 2 osoby) proponowali mi, w związku z moim odejściem, zajęcia indywidualne u mnie w domu. Ktoś mógł usłyszeć to i wywnioskować że podebrałem te osoby szkole (która rzekomo i tak kończyła działalność). Ponad to, szefowa obwinia mnie za to, że niektórzy słuchacze nie płacili za naukę od marca do czerwca br. Kuriozum! Aż do zwolnienia nikt mi nie wspomniał że ma zastrzeżenia do mojej pracy. Wręcz przeciwnie - byłem chwalony. Niedorzecznym jest zarzut że nie nauczyłem kogoś języka w stopniu jaki by oczekiwał (a przypomnę - nikt nie narzekał na mnie).Umowa zlecenia nie dotyczy wszakże produktu tylko procesu i starania o wykonanie zlecenia. W moim rozumieniu owa pani oraz jej konkubent chcą mnie okpić i okraść więc wymyślają niestworzone rzeczy. W odpowiedzi na wezwanie do zapłaty otrzymałem pismo w którym ona tak właśnie uzasadnia swoją decyzję nie wypłacenia mi wynagrodzenia 770 zł i żąda jeszcze abym dopłacił 68 zł. Prawda jest taka, że ta szkoła językowa od dawna miała problemy ze ściąganiem należności za zajęcia od uczniów, o czym nie raz rozmawialiśmy.
Nadmienię iż rozwiązano ze mną umowę z 2 tyg. okresem wypowiedzenia choć na umowie, zawartej w 2016 r. mowa jest o miesięcznym. Czy pracodawcy grożą za to jakieś konsekwencje?
Pracodawca nie odprowadzał sam składek do ZUS ale potrącał wszystko z mojego wynagrodzenia, zaniżając mój dochód w księgach by płacić niższy podatek. Zgodziłem się na to wtedy ale skoro oni grają tak nieczysto, a ja nie podpisywałem się pod tym na żadnym dokumencie, mogę żądać czegoś za to?
Chciałbym dowiedzieć się jakie możliwości prawne posiadam aby otrzymać należność. Czy jedyną opcją jest oddanie sprawy do sądu i rozprawa, czy też mogę wyjaśnić sprawę niejako "zaocznie" bez rozprawy i uzyskać nakaz wypłaty wraz z odsetkami? Słuchacze którzy zrezygnowali potwierdzą moje stanowisko. Potrafię też udowodnić brak otrzymania wynagrodzenia (brak przelewu na rachunku) oraz to, że zostałem przez szefową oszukany/wprowadzony w błąd odnośnie daty zamknięcia szkoły bo rozmawialiśmy o tym na messengerze.
Dziękuję za poświęcony mi czas
Z poważaniem,
Marcin
Tutaj pojawią się odpowiedzi od prawników
Chcę dodać odpowiedź
Jeśli jesteś prawnikiem
zaloguj się by odpowiedzieć temu
klientowi
Jeśli Ty zadałeś to pytanie, możesz kontynuować kontakt z tym prawnikiem
poprzez e-mail, który od nas otrzymałeś.