Pytanie z dnia 09 lutego

Dzień dobry.
Jestem z wykształcenia i zawodu nauczycielem oraz logopedą. Z racji pracy w placówkach oświaty dużo wiem. Niestety zdarza się, że w szkole mojej córki potrafię upomnieć się o swoje prawa, co oczywiście nikomu tam z zatrudnionych to się nie podoba. Teraz doszło znęcanie się nad moim dzieckiem przez rówieśników, a mimo moich uwag, nikt z pracowników tej szkoły nie reaguje. Moja córka tak znienawidziła przychodzenie do tej szkoły, że pojawiły się aż epizody depresyjne, opuszczanie lekcji (50 godzin), opuściła się w nauce, nie chcę być orłem, uważa, że powinna być ostatnia, bo uczniowie z klasy tak o niej myślą, śmieją się z niej itd. Informowałam szkołę na bieżąco o wszystkim, zero reakcji. Prosiłam o informację zwrotną, czy coś się zadziało dobrego w szkole w sprawie mojego dziecka - zero odzewu. Chodzimy na psychoterapię, Pani psycholog zaproponowała kilka rozwiązań, aby pomóc dziecku przełamać lęk związany ze szkołą. Jednym z takich pomysłów było zaproszenie przez nas (rodziców) pedagoga szkolnego przed lekcjami, aby zachęcił dziecko do wyjścia z domu i pójścia do szkoły, nawet siedząc w gabinecie tego pedagoga, ale żeby zachęcić to dziecko do przyjścia na tym etapie chociażby do samego budynku szkoły i nawiązania rozmowy z pedagogiem lub psychologiem szkolnym. Sądziłam, że po poinformowaniu Wychowawczyni o tym, ona zaprosiła nas (męża i mnie) na rozmowę właśnie w tej kwestii. Jak się okazało ani pedagog, ani vicedyrektor nie mieli pojęcia, o czym ja mówię. Tylko mnie wyśmiali jak dzieci w piaskownicy. Mało tego - dokuczali mi swoimi przytykami na temat mojej zmarłej córki sprzed 4 miesięcy (poroniłam). Tak naprawdę w ogóle nie widziałam chęci współpracy z nami, Rodzicami, w sprawie problemów w klasie, tylko mieliśmy przyjąć do wiadomości, że z naszym dzieckiem jest wszystko dobrze. Nawet to, że wspomniałam, że ona czuje się tutaj jako ostatnia i nie chce się uczyć, nie wpłynęło w żaden sposób na te wykształcone Panie. I największa niespodzianka, jakiej dziś doświadczyłam, to wizyta Pań z Opieki Społecznej w sprawie wglądu w sytuację rodzinną. Czy to nie powinno oprzeć się już o sąd? Szkoła umywa ręce od pomocy mojemu dziecku (mało tego, od kilku miesięcy odmawia nam nawet przeniesienia córki z klasy do równoległej klasy, mimo że na początku SAMA Pani Dyrektor to rozwiązanie zaproponowała, a potem pod presją Pani Vicedyrektor się wycofała). Ja próbowałam szukać i kontaktu, i okazywał chęć współpracy z Nauczycielami, no też i czasami wskazałam, gdzie ktoś robi błąd i jakie są moje prawa (też łamali je). Pracowałam w tylu placówkach, a jednak nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Po prostu jakby w tej szkole pracowali jacyś zwyrodnialcy i manipulanci, a nie ludzie oddani pracy z dziećmi/uczniami. Proszę o poradę prawną, ponieważ czuję wewnętrznie niezgodę na taką niesprawiedliwość i naprawdę chciałabym zawalczyć o prawdę i uczciwość, a przede wszystkim o dobro mojego dziecka, ale i automatycznie także i innych (bo też już się nasłuchałam historii innych Rodziców uczniów TEJ szkoły, jak i oni byli fatalnie traktowani). Proszę o pomoc. Nie mogę tego tak zostawić. Jestem zdeterminowana na każde działanie, choćby mieli mnie znienawidzić. A najbardziej to chciałabym zostać tam Dyrektorem i walczyć o dobro uczniów i prawa Rodziców, uświadamiając ich o nich. O, przypomniało mi się nawet jeszcze i to, że gdy byłam w Radzie Rodziców, to nigdy przenigdy, ani razu nie zostałam powiadomiona o spotkaniu tejże Rady. Ja znam powód - bali się, że pewnie coś namieszam, mówiąc prawdę. No i to o tak wszystko wygląda. Wiem, że muszę znaleźć prawnika. Ale na ten moment proszę o jakąkolwiek rzetelną poradę. Dziękuję uprzejmie. Paulina

Tutaj pojawią się odpowiedzi od prawników


Chcę dodać odpowiedź

Jeśli jesteś prawnikiem zaloguj się by odpowiedzieć temu klientowi
Jeśli Ty zadałeś to pytanie, możesz kontynuować kontakt z tym prawnikiem poprzez e-mail, który od nas otrzymałeś.