Dzień dobry. W ostatnim czasie zostałem zatrzymany przez policję i jestem podejrzany o posiadanie marihuany. Nic przy mnie nie znaleziono (i tak napisano w protokole) jednak policjant stwierdzil że widzi jak coś wkopuje pod samochód (jednak to jest niemozliwe ze widzial cokolwiek gdyz stalem z boku samochodu a oni nadjezdzali z drugiej strony) , znalazł 0,5m od krawedzi samochodu 0,7g mniej wiecej niedaleko gdzie stalem. Dodam ze miejsce bylo w samym srodku lasu, lecz droga byla w miare wyjezdzona i bylo sporo smieci. Przy znajomym znalezli 2,5g Zabrali mnie i znajomego w kajdankach na komisariat. Oczywiscie nie przyznalem sie do winy, i nie podpisalem dokumentu z gramatura suszu i odmowilem zeznan w tej sprawie. Nie mam pojecia kogo to bylo, moglobyc kazdego a kopac to moglem kamien szyszkr czy nawet wycierac buta - lecz takich ruchow nie wykonywalem. Mowili zebym lepiej sie przyznal to sad umorzy sprawe przed postepowaniem. Ale dlaczego mialbym odpowiadac za cos co do mnie nie nalezalo a po prostu bylem w zlym miejscu o zlej porze... dodam że nie sciagali zadnych odciskow palcow z folii w ktorej bylo zawiniete zielsko ani nie sprawdzali mnie narkotestem nigdy nie bylem karany ani zatrzymany, jestem studentem i przyszlosc wiaze z zawodem nauczyciela. Znajomy zeznawal (zatrzymany) w mojej sprawie i rowniez stwierdzil ze nie widzial zeby ktokolwiek cos wyrzucal lub kopal. Czy mam w ogole jakiekolwiek szanse na slowo przeciwko slowu? Musza mi udowodnic ze to do mnie nalezalo, jak dalej postepowac w tej sprawie? I jak beda wygladac teraz procedury?