Witam, chciałem prosić o opinie prawną związaną z następującym zdarzeniem. Otóż wczesnym rankiem, jadąc na służbę potrąciłem rowerzystę. Z racji tego że sytuacja miała miejsce, kiedy dojeżdżałem do drogi z pierwszeństwem przejazdu, a co za tym idzie prędkość pojazdu była nie duża, rowerzyście nic się nie stało. Nie mniej jednak chciałbym się dowiedzieć jaką narracje przyjmują obowiązujące przepisy prawa, w takich sytuacjach.
Zdarzenie, jak pisałem powyżej, miało miejsce podczas dojeżdżania do ulicy z pierwszeństwem przejazdu, kiedy to w pewnej chwili rowerzysta jadący chodnikiem, dosłownie wyskoczył na jezdnie, z zamiarem przejechania na drugą stronę ulicy (na chodnik po drugiej stronie) Pomimo małej prędkości jak również faktu że byłem trzeźwy, wypoczęty i skupiony nie byłem w stanie wystarczająco szybko zareagować. Faktem jest że sytuacja miała miejsce na przejściu dla pieszych i ścieżki rowerowej, co nota bene było też powodem że rowerzysta nie widział w tym zajściu żadnej swojej winy, ale faktem jest również że pomimo dostosowania się do przepisów drogowych i środków ostrożności nie byłem w stanie uniknąć zdarzenia. Pozwolę sobie również nadmienić iż z powodu prywatnych posesji, leżących ściśle przy infrastrukturze drogowej aby zobaczyć co się dzieje na chodniku trzeba się z nim zrównać co w praktyce oznacza wjechanie na połowę przejścia dla pieszych.
Interesuje mnie również dalsze postępowanie w tej sprawie. Otóż kiedy przystałem na propozycje rowerzysty dotyczącą wezwania Policji, potwierdzając że to rzeczywiście dobry pomysł. Rowerzysta się zawahał, Poprosił o numer telefonu, zrobił zdjęcie samochodu po czym powiedział że w zasadzie to przecież nic mu nie jest oraz że tak naprawdę to ja większe straty poniosłem w uszkodzeniu samochodu niż on w kilku siniakach i zaproponował rozjechanie się w zgodzie. Biorąc powyższe pod uwagę, chciałbym się dowiedzieć czy po takiej sytuacji, rowerzysta może wysuwać w stosunku do mojej osoby jakieś roszczenia i do jakiego czasu są one jeszcze uzasadnione.