Witam, mam długą historię 4 kości śródręcza, zaczęło się od bokserskiego (niestety ulicznego) złamania kości, poszedłem normalnie do szpitala wszystko ładnie zrobili operację, pęknie nastawili kość, odesłali mnie do domu i przychodziłem tylko na wizyty, miałem nosić gips 4 tygodnie, ortopeda stwierdził że już jest zrośnięta i można zdjąć po 3 tygodniach, zalecił mi trening ręki (zaciskać gąbkę w ciepłej wodzie) robiłem wszystko jak trzeba a po kilku dniach mi kość odskoczyła, poszedłem na SOR w ten sam dzień i stwierdzili że nie jestem ubezpieczony i założyli tylko gips, sprawdziłem wszystko i byłem ubezpieczony, poszedłem po paru dniach do przychodni powiedziałem jaka jest sytuacja, ortopeda obejrzał rękę i kazał przyjść za dwa tygodnie, tak też zrobiłem, stwierdził że już jest za późno na operację. Po 4 tygodniach zdjął gips, nic z tym nie zrobiłem chodziłem z krzywo zrośnięta kością, po 2 miesiącach zacząłem treningi na worku bokserkim i kość znów puściła. Poszedłem do lekarza rodzinnego po skierowanie do chirurga, obejrzał rękę, stwierdził że powinienem przejść operację pod narkoza i wstawienie drutu Kirschnera i skierował mnie do szpitala, poszedłem tam dałem te papiery wszystkie. Położyli mnie i ręcznie mi ordynator "nastawił" kość założył gips i na drugi dzień wysłał do domu, okazało się że ręka jest źle złożona ledwo się trzyma i nie chce sie zrastać, nosiłem gips 8 tygodni, po zdjęciu gipsu nie mogę złożyć pięści strasznie mnie ona boli zakończyli leczenie i nic już chyba zrobić z nią nie mogę. Nawet nie wiem dla kogo mogę się poskarżyć, dlatego piszę tutaj, mogę walczyć o jakieś ponowne nastawienie operację czy chociaż jakieś odszkodowanie? Z góry dziękuję za wszystko